A zaczął się nasz spacer bardzo miło. Po wyjściu z autobusu przy Łazienkach natknęłyśmy się na taką ślicznotę, która coś pilnie jadła z chodnika (choć nic tam nie było widać).
I dalej też było miło, już po drodze słyszałyśmy muzykę dobiegającą z Agrykoli. Między innymi występowała Kayah, której z przyjemnością posłuchałyśmy.
Po zarejestrowaniu się i odebraniu identyfikatorów oraz plecaków i innych drobiazgów przygotowanych przez organizatorów dla uczestników, wyruszyłyśmy na obchód całości. A atrakcji było dużo, a nawet i więcej :)
Największe polowanie odbywało się na balony, rozchodziły się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki albo i szybciej. Mojemu dziecku się poszczęściło (była wielce happy :)). Zresztą już później, w trakcie spaceru balon ją opuścił i powędrował do nieba, ale w zamian trafił się jej inny (widocznie miała jednak mieć balona).
Dzieci do lat 12 dodatkowo otrzymywały od organizatorów pamiątkowe koszulki. Widocznie jeszcze ten typek (?) nie przekroczył limitu wieku :)))
No i w końcu wielki start, który trwał dość długo, bo startujących było dużo, a nawet i dużo więcej... Bardzo jestem ciekawa, ile osób w tym roku wzięło udział w Walkathonie, czy zostanie podbita liczba startujących z zeszłego roku (20 tys.).
Nie wiem, czy wiecie ale Polska pobiła wszelkie rekordy światowe, jeśli chodzi o liczbę uczestników. Górą nasi !!!!!
Tak mniej więcej przy latarni (szczelnie owinięte szalikiem) to moje dziecię z wyraźnie widocznym czerwonym balonem... A w dali widać bramkę startową...
Już za chwilę START !!!!!
Po drodze czekały na uczestników różne bardzo atrakcje, m.in. występy orkiestr, zespołów, żonglerów i tym podobne.
A cały czas szło nas bardzo bardzo dużo. Nie sposób było dojrzeć początek lub koniec...
Ale przystojniak, prawda !!!!
A tu mewy sobie siedzą na sterczących z wody pieńkach. I nie byłoby w tym nic naprawdę dziwnego, gdyby nie to, że te pieńki sterczą z Wisły prawie na samym jej środku.
Ciekawe, czy dałoby się przejść rzekę pieszo ???
I oto pomału zbliżamy się do mety, ale jeszcze zanim skierowałyśmy się w stronę Agrykoli, miałyśmy okazję po drodze podziwiać człowieka, a właściwie młodego chłopaka chodzącego po linie. Na prezentowanym poniżej zdjęciu został przeze mnie uwieczniony w momencie, gdy siada w połowie trasy, aby odpocząć. Byłam naprawdę pełna podziwu (choć w zasadzie nie znajduję słów odzwierciedlających moje odczucia w stosunku do takich niewiarygodnych popisów sprawności)...
Podsumowując krótko - było to fantastyczne doświadczenie. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, mam zamiar powtórzyć je w przyszłym roku (możę w większym towarzystwie). I oczywiście liczę, że dzięki naszym cegiełkom wybieg dla hipopotamów stanie się rzeczywistością :)))
Właśnie sobie uświadomiłam, że sto lat nie byłam w Łazienkach. Do matury się tam uczyłam choć dziś się zastanawiam jak dałam radę się skupić. A wiewiórki były tam, są i będą. Nie wyobrażam sobie Łazienek bez wiewiórek, pawi i tych złotych ryb, które nie wiem jak się nazywają;) Miła była ta wirtualna wycieczka z Wami:)
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i miły wpis :) Fajnie, że 'wycieczka' Ci się podobała. Te złociste ryby to chyba odmiana karpi (bardzo dużych zresztą, bo utuczonych...). Kocham rude wiewiórki poza tym :)))
Usuńzapraszam jako obserwatora i pozdrawiam ciepło :)
A tak przy okazji, to przypomniało mi się, ze ja do matury przygotowywałam się w doborowym gronie na basenie - jakoś się udało :)
UsuńWow! Excellent photo squirrels!)) Against the background of autumn leaves, it looks great, as if the picture of the painter!))
OdpowiedzUsuńThanks :) I and my daughter love squirrels !!! This squirrel very nicely posed ;)
UsuńCordially great :)