niedziela, 16 września 2012

Walkathon 2012 w Warszawie // Walkathon 2012 in Warsaw

Wczoraj wspólnie z córką wzięłyśmy udział w Walkathonie 2012. Spacer miał swój początek na Agrykoli i już od 9.00 można było się rejestrować. Do wyboru były dwie trasy 6- i 10-kilometrowa. W planach miałyśmy zrobienie najpierw dłuższej trasy, a potem ewent. krótszej. Życie nam te plany trochę zweryfikowało, jak to się często zdarza (przeziębienie córki, ale nie chciała zrezygnować za nic ze spaceru). Tak więc zaliczyłyśmy tylko dłuższą trasę i mamy ogromną nadzieję, że Hugon i Pelagia (którzy spodziewają się potomstwa), zyskają dzięki temu wybieg z pastwiskiem dla siebie. Mowa oczywiście o przesympatycznych hipopotamach.

A  zaczął się nasz spacer bardzo miło. Po wyjściu z autobusu przy Łazienkach natknęłyśmy się na taką ślicznotę, która coś pilnie jadła z chodnika (choć nic tam nie było widać).




I dalej też było miło, już po drodze słyszałyśmy muzykę dobiegającą z Agrykoli. Między innymi występowała Kayah, której z przyjemnością posłuchałyśmy.
Po zarejestrowaniu się i odebraniu identyfikatorów oraz plecaków i innych drobiazgów przygotowanych przez organizatorów dla uczestników, wyruszyłyśmy na obchód całości. A atrakcji było dużo, a nawet i więcej :)
Największe polowanie odbywało się na balony, rozchodziły się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki albo i szybciej. Mojemu dziecku się poszczęściło (była wielce happy :)). Zresztą już później, w trakcie spaceru balon ją opuścił i powędrował do nieba, ale w zamian trafił się jej inny (widocznie miała jednak mieć balona).



Dzieci do lat 12 dodatkowo otrzymywały od organizatorów pamiątkowe koszulki. Widocznie jeszcze ten typek (?) nie przekroczył limitu wieku :)))

No i w końcu wielki start, który trwał dość długo, bo startujących było dużo, a nawet i dużo więcej... Bardzo jestem ciekawa, ile osób w tym roku wzięło udział w Walkathonie, czy zostanie podbita liczba startujących z zeszłego roku (20 tys.).
Nie wiem, czy wiecie ale Polska pobiła wszelkie rekordy światowe, jeśli chodzi o liczbę uczestników. Górą nasi !!!!!
Tak mniej więcej przy latarni (szczelnie owinięte szalikiem) to moje dziecię z wyraźnie widocznym czerwonym balonem... A w dali widać bramkę startową...
Już za chwilę START !!!!!



Po drodze czekały  na uczestników różne bardzo atrakcje, m.in. występy orkiestr, zespołów, żonglerów  i tym podobne.
A cały czas szło nas bardzo bardzo dużo. Nie sposób było dojrzeć początek lub koniec...



Ale przystojniak, prawda !!!!

Maszerowaliśmy też Wisłostradą, więc miałyśmy możność z bliska obejrzeć niski stan wód w tej królowej rzek. Rzeczywiście wysoki to on nie jest. Jak to z tą wodą bywa, raz jej stanowczo za dużo, a kiedy indziej by się przydało zdecydowanie więcej...


A tu mewy sobie siedzą na sterczących z wody pieńkach. I nie byłoby w tym nic naprawdę dziwnego, gdyby nie to, że te pieńki sterczą z Wisły prawie na samym jej środku. 
Ciekawe, czy dałoby się przejść rzekę pieszo ???

I oto pomału zbliżamy się do mety, ale jeszcze zanim skierowałyśmy się w stronę Agrykoli, miałyśmy okazję po drodze podziwiać człowieka, a właściwie młodego chłopaka chodzącego po linie. Na prezentowanym poniżej zdjęciu został przeze mnie uwieczniony w momencie, gdy siada w połowie trasy, aby odpocząć. Byłam naprawdę pełna podziwu (choć w zasadzie nie znajduję słów odzwierciedlających moje odczucia w stosunku do takich niewiarygodnych popisów sprawności)...


Walkathon 2012 powoli zmierzał ku końcowi. Jeszcze zdałyśmy nasze identyfikatory, jeszcze gdzieś tam po drodze na coś sobie patrzyłyśmy, ale raczej zdecydowanie zmierzałyśmy ku domowi (a przeziębienie córki równie zdecydowanie brało górę na jej wolą). Tak więc około 15.00 rozpoczął się odwrót.

Podsumowując krótko - było to fantastyczne doświadczenie. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, mam zamiar powtórzyć je w przyszłym roku (możę w większym towarzystwie). I oczywiście liczę, że dzięki naszym cegiełkom wybieg dla hipopotamów stanie się rzeczywistością :)))


5 komentarzy:

  1. Właśnie sobie uświadomiłam, że sto lat nie byłam w Łazienkach. Do matury się tam uczyłam choć dziś się zastanawiam jak dałam radę się skupić. A wiewiórki były tam, są i będą. Nie wyobrażam sobie Łazienek bez wiewiórek, pawi i tych złotych ryb, które nie wiem jak się nazywają;) Miła była ta wirtualna wycieczka z Wami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i miły wpis :) Fajnie, że 'wycieczka' Ci się podobała. Te złociste ryby to chyba odmiana karpi (bardzo dużych zresztą, bo utuczonych...). Kocham rude wiewiórki poza tym :)))
      zapraszam jako obserwatora i pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
    2. A tak przy okazji, to przypomniało mi się, ze ja do matury przygotowywałam się w doborowym gronie na basenie - jakoś się udało :)

      Usuń
  2. Wow! Excellent photo squirrels!)) Against the background of autumn leaves, it looks great, as if the picture of the painter!))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks :) I and my daughter love squirrels !!! This squirrel very nicely posed ;)
      Cordially great :)

      Usuń